Komentarze (0)
Początki zawsze bywają trudne. Są trochę jak otwieranie słoika z nakremowanymi rękoma, męczysz się i męczysz, bo przecież dasz radę....a później i tak sięgasz po ręcznik. Typowe myślenie przeciętnej kobiety. Dam radę, bo przecież moja matka i babka też dały! Słabości nie okażę, bo nie! Jeszcze wszyscy zobaczą!
Summa summarum i tak to my strzelamy sobie same w piętę i lądujemy w robocie z szefem idiotą, współpracownikami ćwierćinteligentami, z masą niewykorzystanych pomysłów i ambicjami puchnącymi w środku, że w końcu nie wiesz, czy to ambicje, czy jednak wzdęcie.
Nie o tym jednak miała być mowa. Początki... ah tak... musimy przejść przez to ślizganie się po wieczku słoika, żeby mądrzejsze w doświadczenie sięgnąć po nasz wykrochmalony ręcznik. Początki też musimy przeżyć, by z odpowiednimi wnioskami przejść do dalszych rozdziałów. A co będzie na kolejnych kartach tych dziwnych opowieści? Słodko-gorzka refleksja nad życiem przeciętnej mieszkanki miasta X, nad robotą, której nie znosi, nad przyjaźnią, którą całe szczęście się cieszy, nad codziennością.
Ta notka też jest początkiem. Jaki z niej wniosek na przyszłość? A) Nie wszystko co masz w głowie ma sens (żeby chociaż 10% miało); B) Wrzesień to nie listopad i nie można popadać w melancholię; C) Szanuj słowo i nie przeklinaj! D) Do cholery! Naucz się otwierać te słoiki!